Ostatni dzień starego roku to idealny czas na podsumowania. Zacznę więc od ostatnich dni, czyli święta, święta i po świętach. Kolejny rok z rzędu nie udało mi się poczuć magii świąt. Może to z braku śniegu? Śnieg na święta zawsze spoko, ale w inne dni już tak niekoniecznie. Przestały mnie bawić święta, bo teraz to tylko jedna wielka kuchenna zawierucha, tyle żarcia przygotować, że potem człowiek nawet nie ma siły tego jeść. Bieganie po sklepach i dzwonienie do ludzi z pytaniami co chcieliby dostać pod choinkę. Ja nie wiem, oni też nie wiedzą, więc sytuacja się komplikuje. Nie znamy się już tak dobrze. Nie chcemy się poznać nawet. Tyle dobrego, że w tym roku obyło się bez kłótni przy rodzinnym stole. A drugi dzień świąt jakby ktoś nie wiedział - moje urodziny. Nie dostaję już tortu, nie dostaję osobno prezentów pod choinkę i na urodziny. Po prostu kolejny rok minął i już mam 20 lat. Ale mentalnie czuję, że nie mam więcej jak 13. Skąd to wiem? Bo jak tylko do kin weszła nowa animacja od DreamWorks pt. "Strażnicy Marzeń", to już wiedziałam, że nie odpuszczę i pójdę do kina. No i poszłam. Nawet dwa razy. Najpierw lokator mnie zabrał w ramach prezentu przedurodzinowego, a drugi raz byłam z młodszą siostrą i kuzynką. I było super, ta animacja jest po prostu piękna. A ja cieszyłam się bardziej niż reszta dzieci na sali kinowej (do tego stopnia ma psychofaza się pogłębiła, że jak ujrzałam w McDonaldzie zabawki z Jackiem Frostem i Wielkanocnym Zającem - musiałam kupić Happy Meala). I tak to właśnie wyglądało. Młodsza siostra zabawkowego zestawu nie chciała, ale ja z kuzynką od razu po niego poszłyśmy i cóż z tego, że już ponad 20 lat na karku, jak nadal cieszą nas takie pierdoły. Chyba dotarłam do tego momentu w życiu, że robię wszystko, by wrócić do dzieciństwa. W poszukiwaniu straconego czasu.
Inne podsumowania, trochę szersza perspektywa. Ten rok 2012. Miał być koniec świata i w końcu końca nie było. Nie żebym spodziewała się czegoś innego, no ale przecież to święto ruchome i w przyszłym roku nie może go zabraknąć. Ten rok miał być dla mnie dobrym rokiem, ale niestety się nie udał. Nic przełomowego się w moim życiu nie wydarzyło, parę spraw się pogorszyło, ale głównie ludzie mnie zawiedli bardziej niż zwykle. Trochę mi smutno, trochę źle, a nawet bardzo smutno i źle, że pamiętają o mnie tylko wtedy, gdy mają jakiś problem tudzież interes. Przykro mi, że mnie zostawiają, zapominają o mnie, bo znajdują sobie kogoś innego, lepszego, ciekawszego - a ja ten stary model idę do wymiany. Nagle wszyscy moi znajomi (kiedyś to może nawet nazwałabym ich przyjaciółmi) znaleźli sobie miłości życia i ja poszłam do lamusa. Nie chcą ze mną spędzać czasu, dobrze więc. Nie będę się przecież narzucać. Tak, rok 2012 zabrał mi tyle osób, że w sumie dawno nie czułam się tak opuszczona i samotna. Każdy się odnalazł, zrozumiał sens życia, a ja biegam w kółko i nie bardzo wiem jak się wydostać z tej karuzeli. No to może rok 2013 będzie dla mnie łaskawszy? Może to będzie wreszcie mój rok? Ja się odnajdę, albo ktoś mnie odnajdzie, albo wszystko pójdzie w diabły. Who knows.
Tak czy inaczej, życzę Wam - którzy to czytacie - żeby dla Was rok 2013 był lepszy od poprzedniego (no chyba, że wiodło się Wam doskonale, wtedy niech będzie taki sam).
I widzimy się już w nowym roku.