czwartek, 18 września 2014

Medical update #6

Życie płynie powoli swoim tempem. Aktualnie zajmuję się lenistwem i martwieniem o wszystko co tylko jest możliwe. Z dobrych rzeczy znalazłam mieszkanie we Wrocławiu, kawałek od uczelni i najgorsze będzie dla mnie jednak jeżdżenie na 9 piętro windą. Panicznie boję się tych starych wind, które wyglądają jakby miały mnie zabić w każdej chwili. Ale wątpię czy będzie mi się chciało śmigać po schodach taki kawał, więc przyjdzie czas na wyleczenie się z tego strachu. Czego jeszcze się boję? Miasta i ludzi. A raczej poznawania miasta i ludzi. Z moją wybitnie słabą orientacją w terenie pewnie przez pierwsze 2 tygodnie będę błądzić po okolicy. A co do ludzi, no cóż. Każde wejście w nowe otoczenie jest dla mnie małym dramatem, ale może znajdzie się parę osób, z którymi będzie się dało pogadać. Czas pokaże. 

Póki co wciąż jestem na starych śmieciach, ale nie sama. Młodsza siostra zaczęła edukację w liceum i mieszka teraz ze mną. A ja próbuję być dobrą starszą siostrą i jej pomagać jak tylko mogę. Czasu zostało mi niewiele, ale może uda mi się ją trochę podszkolić w zakresie sztuki kulinarnej i ogólnej wiedzy o życiu. Nie żebym była jakimś mistrzem jeżeli o gotowanie chodzi, ale coś tam wiem i ciągle się szkolę sama (a moim obecnym marzeniem jest przybicie piątki z Gordonem Ramsayem). Naoglądałam się chyba za dużo Hell's Kitchen i kuchnia tv, bo nabrałam takiej chęci na robienie rewolucji w kuchni, że to aż do mnie niepodobne. Biegam za specjalnymi przyprawami, łączę różne smaki i kombinuję ile się da, żeby wyszło w miarę tanio (studencki budżet). Oczywiście wszystko nadal w duchu wegetariańskim. 

Mój kalendarzowy planer powoli się zapełnia. Tu wyjazdy, tam przyjazdy. Powrót do krainy studiowania po prostu. Już czuję w kościach ten brak czasu na cokolwiek. Dlatego teraz nadrabiam oglądanie filmów i seriali. Na przemian z książkami, które są nieco bardziej czasochłonne (muszę znów poćwiczyć szybkie czytanie, bo wypadłam z wprawy). Jeżeli chodzi o muzykę, to mogę i muszę polecić moje nowe odkrycie, czyli Hoziera. Póki co moje ulubione to Arsonist's Lullabye, które ma tak niesamowity klimat, że nie ważne ile razy słucham, nadal mam gęsią skórkę. Drugi song, który odbieram dosyć personalnie ze względu na tematykę to Take me to church. Ciężko mi się oglądało video do tego utworu. 

I to by było na tyle w moim małym lajf apdejcie. Na koniec zdjęcie mojego idola z 'Criminal Minds', które pięknie obrazuje jakie życie mnie czeka od października (zwłaszcza, że jednym z pierwszych obowiązkowych przedmiotów będzie dla mnie genetyka, aw yeah). 
A no i obcięłam włosy! Właśnie tak na krótko, bardzo krótko jak się okazało. Taki rytuał mój, że jak coś się dzieje w moim życiu, kolejny rozdział zaczynam, to ścinam włosy.