wtorek, 9 lipca 2013

W poszukiwaniu straconego czasu.


Zmieniliśmy się. Ja się zmieniłam, ty się zmieniłeś, ona także. Wszystko się pozmieniało. Na lepsze, na gorsze, jest po prostu inaczej. Ostatnio dopadły mnie takie refleksje właśnie. Czuję się tak, jakbym od dwóch lat nie istniała, zatrzymała się w jakimś punkcie bez wyjścia. Wszyscy moi znajomi poszli dalej, weszli na kolejny level w grze zwanej życiem, a ja nie. Ciągle nie znam odpowiedzi na pytania kim jestem i dokąd zmierzam. Może kiedyś się dowiem, albo i nie. Whatever. 

Trochę mi smutno, bo nie jest już tak jak kiedyś. Dla niektórych osób liceum było piekłem, ale dla mnie takim siódmym kręgiem piekła było gimnazjum. Za to liceum wspominam jako najlepszy okres w moim życiu. Miałam w klasie niesamowitych ludzi i każdy dzień był nieziemsko fajny. Teraz na studiach już tak nie jest. Nie mam takich ludzi, a każdy dzień jest udręką. Na własnej skórze przekonałam się o prawdziwości słów: "Nie ważne co i gdzie, ważne z kim". Tęsknię za tymi czasami, za tymi ludźmi. Niby można się spotkać, można pogadać, ale to już nie to samo. Bo ci ludzie już nie są tacy sami. Wyjechali z miasta, mają nowych znajomych, nowe priorytety. Z niektórymi już nawet nie potrafię się dogadać. Zupełnie. Niektórzy mówią, że w takich wypadkach, trzeba sobie znaleźć nowych znajomych, nowych ludzi, z którymi można robić głupoty. Ale okazuje się, że to nie takie proste. Wśród ludzi zawsze kończę jako ktoś na doczepkę. Piąte koło u wozu. Chciałabym mieć kogoś na wyłączność. Chciałabym być dla kogoś kimś na wyłączność. Kiedyś byłam, ale potem ci ludzie weszli w związki z innymi i ja przestałam cokolwiek znaczyć.

Taki krótki zapis mojego smutnego strumienia świadomości. Wakacje mam i powinnam zająć się czymś kreatywnym, ale marnie wegetuję.

Give me some inspiration.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz