Kreatywnie spędzam styczniowe dni. Miałam maraton rozszerzonych wersji "Władcy Pierścieni", przypominam sobie też wersję książkową i zakochuję się na nowo w mitologii Tolkiena. Początkowo planowałam ten post uczynić postem o tytule 'dlaczego kocham fantasy', ale na to przyjdzie odpowiednia pora. Co innego mam w głowie aktualnie. Staram się każdego dnia przysiąść na trochę do biologii, nudniejsze tematy mam już prawie w całości za sobą i względnie opanowane, niedługo przejdę do mojej ukochanej anatomii, więc jest dobrze. Za matmę zbiorę się w lutym, żeby teraz sobie w głowie nie mieszać zbytnio.
Ostatnio mój hejt do ludzkości rośnie z każdym dniem. Wszystko za sprawą pewnego gimbusa, który niestety pojawia się na mieszkaniu i psuje wszystkim krew. Ja wiem, że ludzie bywają i są głupi, ale że aż tak. Są dni, gdy lokatorzy powinni mi być wdzięczni za to, jak bardzo się powstrzymuję od bycia rozszalałym psychopatą. Oszczędzam się do wbijania noży w martwe przedmioty zamiast w żywych ludzi. Ale kto wie jak długo.
Inna kwestia, która obecnie nie daje mi spać po nocach, to studia. A właściwie, co i gdzie studiować. Potworek ostatnio u mnie będąc powiedziała o studiach w UK. I nie powiem, ta opcja zawładnęła moją wybujałą wyobraźnią. Uznałam, że to byłaby dla mnie idealna szansa na poprawę swojego marnego żywotu. Napisałam maila do tej zacnej uczelni, czekam na odpowiedź. W międzyczasie zastanawiam się jak to wszystko wyjdzie w praniu, czy gra jest warta świeczki i inne takie, takie. Ogólnie rzecz biorąc zamartwiam się i umartwiam. Spock, what do? What do?
Dziś było krótko. Mam nadzieję, że na temat. Jakiś. Nie mam high lifestyle, więc mało się u mnie dzieje rzeczy wartych opisania.