sobota, 30 listopada 2013

Song to say goodbye.

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że w życiu kieruję się kilkoma prostymi zasadami. Główną z nich będzie: nic nie jest na zawsze i nic na pewno. Dotyczy to zarówno rzeczy jak i ludzi. A o czym będzie dzisiejszy post? O tym jak sobie radziłam i radzę z życiem, co mnie denerwuje w innych ludziach i dlaczego po części jestem chyba robotem. Albo po prostu mam mózg socjopaty, ale nauczyłam się żyć i współgrać w społeczeństwie. 


Tak to czasem się nam wydaje, że ludzie, których poznaliśmy będą z nami na wieki. Też tak myślałam, ale dosyć szybko moje marzenia zderzyły się z brutalną rzeczywistością. Utrata pierwszej osoby, którą miałam za przyjaciółkę na całe życie uświadomiła mi, że nie ważne jak dobrze ktoś może mnie znać, na końcu i tak zostaję sama. Z różnych powodów. Ludzie się zmieniają. Albo inaczej. Nie zmieniają. My mamy o nich jakieś mylne wyobrażenia, które sprawiają, że nie widzimy ich prawdziwego 'ja'. Ludzie pozostają tacy sami, jedynie my zaczynamy dostrzegać prawdę, albo oni zaczynają pokazywać swoje oblicze. Nic nie jest na zawsze i nic na pewno. Nauczyłam się tej zasady i trzymam się jej do dzisiaj. Staram się nie przejmować i nie przywiązywać. Ludzie przychodzą i odchodzą. I nie ma w tym nic dziwnego ani strasznego. Takie jest życie. Ale co mnie osobiście irytuje, to jak niektórzy za wszelką cenę starają się utrzymać kogoś przy sobie. Nawet jeżeli takie rozwiązanie jest szkodliwe dla jednej lub obu stron. Nie rozumiem jak można pozwalać robić z siebie wycieraczkę dla kogoś. Niektórych bawi ranienie innych i wyżywanie się na kimś, kto jest do nich przywiązany. Ale od takich toksycznych ludzi trzeba się odciąć i nie pozwalać im rządzić każdą dziedziną naszego życia. Można być przyjaciółmi, ale gdy zaczynają się dziać takie rzeczy, to według mnie najbardziej rozsądnym rozwiązaniem jest rozejście się w dwie strony. Bo swoją drogą, co to za przyjaźń, w której ciągle ktoś cierpi i jest poniżany, kaleczony emocjonalnie i wyzyskiwany? Owszem, kłótnie i rzucanie krzesłami zdarza się nawet w najlepszych relacjach. Ale nie jest to ciągły stan. Przyjaźń wymaga zrozumienia i akceptacji, a gdy to się kończy, trudno mówić o przyjaźni. 
Inna zasada, której się trzymam, to że mówienie o sobie wszystkiego, uzewnętrznianie się jest jak podanie komuś naładowanego pistoletu i pozwolenie na to, by wymierzył go nam prosto w głowę. Kwestia zaufania i miłości do drugiej osoby polega na tym, że wierzymy, iż nie pociągnie ona za spust. Ale ludzie bywają różni. Dlatego staram się nie uzewnętrzniać przed innymi. Nawet przed najbliższymi. Nie umiałabym żyć ze świadomością jak ktoś mógłby taką wiedzę obrócić przeciwko mnie. Lubię mieć nad wszystkim kontrolę, nie lubię gdy ktoś ma ją nade mną. I jeżeli komuś mówię więcej niż powinnam, to znaczy, że naprawdę mu wierzę i ufam. Ale tak serio serio. Niewiele jest takich osób.
Mając takie przekonania i świadomość, że w życiu bywa różnie, nie boję się już ludzi, którzy znikają z mojego życia. Pozwalam im spokojnie odejść. Nie gonię za nikim. Nie płaczę i nie tęsknię po nocach. Zrozumiałam, że szczęście nie pochodzi od innych ludzi, tylko jest zależne od nas samych. Więc po co na siłę trzymać w swoim życiu kogokolwiek? Wzruszam ramionami, uśmiecham się i idę dalej. Nie ma sensu oglądać się za siebie. Co było między mną i innymi, to było. Staram się pamiętać te dobre chwile, nie zapominając o tych złych. Próbuję żyć każdym dniem, chwilą, jak umiem najlepiej. Doceniam ludzi, którzy są ze mną teraz, ale nie łudzę się, że będą na zawsze. Gdy przyjdzie dzień, gdy postanowią odejść, pozwolę im na to i podziękuję za wszystko czego mnie nauczyli. Bo każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu ma za zadanie czegoś nas nauczyć. Czy będzie to poprzez dobre czy złe doświadczenia, nie ważne. Ważne jakie my z tego wyciągniemy wnioski, jakie lekcje na przyszłość. 

I mniej więcej o tym wszystkim chciałam dzisiaj napisać. Pewnie niektórzy powiedzą, że ze mnie nieczuła osoba. Przyzwyczaiłam się do takich tekstów. Fakt, moje poglądy odbiegają nieco od tego co myślą inni ludzie. Ale będę się ich trzymać. Nie twierdzę, że moje metody są najlepsze, ale działają w moim przypadku i pozwalają uniknąć wiele bólu i cierpienia ze strony innych ludzi. A nie od dziś wiadomo, że 'piekło to inni ludzie'.   

1 komentarz:

  1. Mam dwie takie osoby, którym mogę powiedzieć wszystko. Przyjaciela i przyjaciółkę. Dobrze mi ze świadomością, że w każdej chwili mogę się z nimi skontaktować, wypłakać. Nie potrzebne mi są wspólne wypady do kina, czy nawet uściski na dzień dobry. Czasami nie kontaktuję się z tymi osobami kilka dni, a i tak wiem, że o mnie nie zapomniały. Nie potrzebuję nikogo więcej, Reszcie ludzi po prostu nie ufam.

    OdpowiedzUsuń