sobota, 22 lutego 2014

Sezon na arafatki i gitary.

Znalazłam jedyny skuteczny antydepresant na smutne życie. Całość kosztowała mnie 280 zeta plus 3 złocisze za wymianę struny (i trochę awkward momentu w sklepie muzycznym, bo jak się okazało jeden pan mnie zapamiętał i myślał, że znowu przyszłam z jakimś wiosłem z czasów PRLu, ale nie tym razem). Nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Bo wreszcie mam swoją własną elektryczną gitarę z piecykiem (który mój ojciec nazwał 'kucharkiem', nie wiem skąd mu się to wzięło). A wygląda ona tak:


Zdjęcie mało artystyczne, ale nie jestem profesjonalnym fotografem. Jedynie wannabe pisarzem i początkującym, nazwijmy to, muzykiem. Kiedyś sądziłam, że dane mi będzie jedynie rozumieć artyzm słów i obrazów, ale od niedawna potrafię zrozumieć także i 3 minutową ścianę dźwięku (bez wokalu, samo gitarowo-basowo-perkusyjne brzmienie, psychedelic rock do mnie przemówił). I tak jak kiedyś zabrałam się za rysowanie i pisanie, tak teraz wzięłam się za grę na gitarze. Jedno wiosło już miałam w posiadaniu, klasyka, ale marzył mi się elektryk, więc mam co chciałam. Dodatkowo Magda pożyczyła akustyka, którego udało nam się nastroić, więc w sumie obecnie na mieszkaniu mamy 3 w pełni sprawne gitary. Nic tylko robić wieczorami jam sessions.

A mój elektryk może i nie jest niczym specjalnym, ale w pełni mi wystarcza. Gitara z duszą. Znalazłam ją w najdalszym zakątku mojego miasta, zapomniana, pełna zadrapań i siniaków, zupełnie jak ja. Poczułam z nią więź od pierwszego dotknięcia strun i rozcięcia sobie o nie palców. Wyleczyłam ją i uratowałam, teraz ona ratuje mnie każdego dnia. Gdy ciężar egzystencji przytłacza zbyt mocno, to siadam i gram to co znam, albo próbuję improwizować z lepszym lub gorszym skutkiem. 

To w kwestii gitar. A araszmaty? Cóż, trochę ich mam, a ostatnie zdjęcia z trasy koncertowej Rebelsów rozwiały moje wątpliwości czy je zakładać. Mój fashion sense idealnie wyraża Pete, więc araszmaty on. Dzisiaj wyjątkowo idę w miasto do naszej knajpy spotkać się po latach z paroma ludźmi, więc taka stylówa będzie jak znalazł. Na zakończenie piękne zdjęcie pięknego Petera. Sezon na araszmaty i gitary uważam za otwarty.

 

2 komentarze:

  1. Graj jak najwięcej! Brakuje teraz takich ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :'D Wiem, że nigdy pewnie nie osiągnę takiego poziomu gitarowego jak moi idole, ale jako hobby i sposób na odreagowanie stresu sprawdza się idealnie C:

      Usuń