sobota, 3 listopada 2012

Life is for living.

Miałam ostatnio spory kryzys egzystencjalny. W sumie to mam go nadal, ale staram się z nim jakoś walczyć. Po pierwsze - poszłam do fryzjera. Nie wiem co to za magia, ale zawsze jak ścinam włosy, to mam wrażenie, że wraz z kosmykami spadającymi na podłogę odchodzą gdzieś moje złe myśli, negatywne emocje i wszystko zaczyna się od nowa. Czysta karta gotowa do nowych, lepszych zapisków. Tak krótko ściętych włosów jeszcze nie miałam. Na chłopaka, ale z grzywką, bo grzywka musi być, chociaż jest także krótsza. Uwielbiam krótkie włosy. Ale miało być o czym innym. Walka z kryzysem. Wciąż czuję się nieco zagubiona, słucham jak inni układają sobie życie i mam wrażenie, że ja ciągle stoję w miejscu, tonę w jakiejś monotonii i rozpaczy. Chciałabym coś zmienić, ale sama do końca nie wiem co. Więc powoli zabieram się za siebie. Zaczęło się od fryzury. Wrócę do racjonalnego zdrowego żywienia i znajdę motywację do fitnessu sportu. Spróbuję przestać się obijać na tych studiach, skończyć je chociaż licencjatem, bo magistra też kiedyś zrobię, ale kto wie, czy nie w innym mieście. Właśnie, moja mieścina, moje studia. Szału nie ma, ale jakoś się trzymam. Pewnie to moja wina, bo mało się udzielam i mogłabym trochę bardziej. Tak zrobię. Zbieram się z kryzysu wywołanego życiem i tym, że life goes on. Ludzie, z którymi kiedyś gadało się codziennie teraz stali się obcymi. Niektórzy mnie zostawili, inni znaleźli sobie kogoś innego, a reszta o mnie zapomniała. Takie życie, nie powinnam się przejmować, ale już tak mam, że przywiązuję się do ludzi i rozstania mnie bolą. Nie umiem tak po prostu zapomnieć, chociaż się staram. Muszę ulokować energię gdzie indziej, nie myśleć za dużo o tych złych rzeczach. Wróciłam do pisania po długiej przerwie i podobno nieźle mi to wychodzi. Więc będę pisać dalej (jak ktoś chce poczytać, to zapraszam na mojego deviantarta). Do rysowania też kiedyś wrócę, pewnie niedługo. Trochę praktyki się przyda, bo wypadłam z wprawy. Takie zajęcia pozwalają mi zapomnieć o wszystkim i poprawiają nastrój. I niedługo napiszę jakieś nowe recenzje serialowe, bo trochę się tego ogląda. Ogólnie mówiąc nadal żyję i chociaż było ciężko, to jakoś się zbieram. Tym pozytywnym akcentem kończę tego krótkiego posta.

I tradycyjnie relewantny obrazek:
 

3 komentarze:

  1. Jej, z tym zapominaniem to szczera prawda. Niektórzy myślą, że to Ty masz ich gdzieś i unikają Cię dla zasady i solidarności z innymi. Tak miałam po powrocie do Polski- wszyscy znajomi nagle mieli już nowych przyjaciół, normalniejszych i w ogóle lepszych... Nieważne zresztą. Freak przecież zawsze znajdzie amatora:-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest tak, że większa część licealnej paczki wyjechała na studia do innych miast. No i kontakty nieco się posypały, chociaż próbowałam je utrzymać (ale jak ktoś angażuje się tylko w nowy związek i ma gdzieś starych przyjaciół, to jest ciężko). Oczywiście są też osoby, z którymi nadal się widuję, więc nie jest tak tragicznie. Niby jest tak, że jak starzy odchodzą, to powinni znaleźć się nowi, więc wciąż czekam na tych nowych ludzi w moim życiu, może wreszcie się pojawią :'D

      Usuń