piątek, 23 listopada 2012

Woman like a man.



Ostatnio natrafiłam na sporo blogowych wpisów na temat kobiecości i męskości i problemów z tym związanych. Różnie ludzie piszą, nie wnikam już co ma kto w głowie. Sama do tego tematu podchodziłam parę razy pisząc o mimozach obu płci i genderfuckerach. I znowu wracam. Jeszcze rano chciałam, żeby mój nowy wpis na blogu był stricte osobisty i odnosił się tylko do smutnych przypadków z mojego życia, ale może uda mi się to wszystko połączyć w jeden zgrabny post. Dla niezorientowanych w temacie, polecam trochę lektury.
1. O facetach 

Jak już to wszystko przeczytacie, będziecie mieli niezły szum w głowie. Ja miałam. Bo w sumie, o co tu się w ogóle rozchodzi i w czym problem? Jak dla mnie te dywagacje na temat co kto robić powinien a czego nie, to jedna wielka burza w szklance wody. Chciałam jakoś inteligentnie i w miarę krótko przedstawić swoje stanowisko w tej sprawie, co z tego wyjdzie, nie mam pojęcia.

Po pierwsze, nie lubię już od początku założenia, że są rzeczy tylko kobiece i tylko męskie, ale o tym już pisałam. Nie lubię też, gdy ktoś mówi innym co mają robić. I tak trochę sobie pofilozofuję na temat postów z punktów numer jeden i dwa. 

Faceci, których opisano jako 'bezradne męskie nóżki'. 
No cóż, jest w tym sporo racji. Bo i sporo takich osobników zdarza mi się spotkać na co dzień. Już nie mam nic do tego jak kto się ubiera, rurki, nie rurki, dżiny nie prane od roku, sukienki i szpilki, whatever. Ale niech nie będzie bezradny. Ten facet znaczy się. Nie lubię mimoz, znów to powtórzę. "Frazą-kluczem jest “radzenie sobie”. Frazą-kluczem są “niedojdy”." Tu się zgodzę. Nic tak nie irytuje, jak życiowe dupy wołowe. A facet będący życiową dupą wołową wywołuje więcej emocji, bo jednak trochę kulawo to wypada. Jak kobieta jest dupą wołową, to trochę mniej razi, chociaż nadal irytuje. Nie wnikam co dla kogo jest ideałem faceta i czym jest 'prawdziwy facet'. Różni ludzie mają tu różne zdania, a co do mnie, to wolę jednak, gdy facet umie sobie dać radę w życiu i mam pewność, że nie zginie (i nie pociągnie za sobą na dno innych). Nie lubię bezradnych męskich nóżek w najgorszym tego słowa znaczeniu, czyli tych wiecznych chłopców, którzy uważają, że wszystko im się w życiu należy ot tak, nigdy nie muszą pracować na to, co dostają, nie poradzą sobie z jakimś ambitniejszym zadaniem, przerastającym ich możliwości. Nie mówię, że każdy od razu musi wiedzieć jak złożyć biurko z IKEI (dla mnie też to był problem, ale po wielu próbach i błędach, w końcu się udało), ale trochę siły, woli i wytrwałości by się przydało. Siły charakteru. I tu ładnie przejdę do moich personalnych zwierzeń, dlaczego nie wyszło mi z niektórymi facetami. Bo brakowało im tej zaradności, charakteru, byli mimozami i nie umiałam z kimś takim współpracować. Nie lubię, gdy ktoś nie umie podjąć decyzji w najprostszych sprawach typu "idę nie idę". 

Kobiety, które mają być księżniczkami jęczybułami na ziarnku grochu.
Szczerze powiedziawszy, nie do końca zrozumiałam o co chodzi autorce tego posta. Według niej kobiety powinny być wrednymi zołzami, bo inaczej facet stanie się zbyt zniewieściały w związku. Niech nie je miodu, niech żuje pszczoły. Tak czy inaczej, przyczepię się, bo osobiście mnie to zabolało. "Być może kobiety się ogarną. Kobiety! Gdzie jesteście? Bo ja widzę jakieś modernistyczne babochłopy!". Pewnie w oczach autorki tego posta jestem takim modernistycznym babochłopem. Tak, mam ścięte włosy na krótko. Bo mi tak wygodnie, nie lubię tracić czasu rano w łazience, wkurzają mnie kłaki plączące się w kolczyki i szalik. Tak, lubię rzucić mięchem na prawo i lewo, gdy coś mnie zdenerwuje. Nie robię tego, żeby dodać sobie punktów lansu, po prostu jestem wkurwiona, a nic tak nie oddaje irytacji jak warczące, soczyste, charczące 'rrrrrr' w wyrazie 'kurrrrrrwa!'. Lubię wypić w męskim i damskim gronie. Jak trzeba to i w mordę komuś przylać. Zamek w drzwiach założyłam, komputer naprawiłam, biurko z IKEI złożyłam. O ja biedna, taka niekobieca, nikt mnie nigdy nie zechce pewnie. 

Generalnie rzecz biorąc, najwięcej zgadzam się z postami z punktów trzy i cztery. Przedstawiają racjonalne stanowisko. I to co się liczy w związku, czyli partnerstwo, a nie to co kto komu jest winien z racji posiadanych genitaliów. Nie czuję się pokrzywdzona, gdy po wspólnym posiłku, ktoś chce podzielić koszty po połowie. Miło mi, gdy ktoś odpali mi papierosa, przepuści w drzwiach. Ale nie żebym specjalnie tego wymagała. Przecież sama mogę to zrobić i nic się nie stanie. Bądźmy dla siebie wszyscy nawzajem mili, bądźmy ludźmi, a nie stereotypami przywiązanymi do konkretnej płci. 

"Siły charakteru wymagam zarówno od mężczyzn, jak i od kobiet."

O to zdanie dokładnie podsumowuje moje refleksje. Te na chwilę obecną i to co miałam w głowie rano. Siła charakteru. Bardzo ważna rzecz, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Trzeba mieć sporo siły, żeby przeżyć w tym świecie. Nie ma lekko, nikt nie mówił, że będzie. Jest jak jest. Chciałam tylko powiedzieć, że zauważyłam jedną prawidłowość w moim życiu. A mianowicie zrywam kontakty z ludźmi, z którymi nie chcę mieć do czynienia, z różnych powodów. Czasem ktoś był mi naprawdę bliski, ale nasze drogi się rozeszły, bo zobaczyłam jaki jest w rzeczywistości. Albo trudne sytuacje, w których wybory są proste i jednocześnie trudne pokazały, że nie zawsze można liczyć na kogoś, kto wcześniej rękami i nogami się zapierał, że mnie nie zostawi. I tak to w życiu bywa, nic nie jest na zawsze i nic na pewno. I czasem trzeba mieć w sobie trochę siły, żeby zauważyć i zrozumieć, że od niektórych ludzi lepiej odejść. Bo bardziej ranią niż pomagają. Trzeba mieć siłę, by odejść. Zostawić przeszłość za sobą i do niej nie wracać. I to by było na tyle moich przemyśleń. Było by ich pewnie więcej, gdybym nie była tak zmęczona i nie miała w planach nauki na poprawę kolokwium. Tak czy inaczej, temat męskości/kobiecości to zawsze dobra wymówka, by wstawić na bloga Reedusa w makijażu:

4 komentarze:

  1. Drugi artykuł mnie dotknął. Czuję się teraz niedowartościowanym dziwadłem, które samo sobie żyje i samo robi wszystko (co z tego, że wygodniej mi zrobić coś samej niż wołać o pomoc 'prawdziwego mężczyznę' jak księżniczka z wieży jakiejś);P
    Co do końcowego przesłania to mam może dziwne zdanie, że zrywanie znajomości to takie pójście na łatwiznę. Tak jakbym komuś powiedziała 'przestałeś mi się podobać' albo 'wyrosłem z przyzwyczajenia do ciebie'. Ale każdy ma inne doświadczenia i problemy oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz nie chodziło mi o takie 'zrywanie zrywanie', że już kogoś nie lubię, już mi się nie podoba, obraziłam się i koniec. Chodziło mi o sytuację, gdy ta druga osoba przestała się już w ogóle starać i tylko ja ze swojej strony próbowałam podtrzymać kontakt, ale spotykałam się z ignorancją i brakiem zainteresowania. O te sytuacje mi chodziło. Wtedy trzeba sobie powiedzieć 'żegnaj', zachować się jak dorośli ludzie, których już nic nie łączy i nie próbować na siłę, gdy ten ktoś już nie chce.

      Usuń
    2. Aaa... inny sens wyłapałam po przeczytaniu wpisu, ale skoro tak sprawy wyglądają to zwracam honor.
      Czy tylko mi się wydaje, że Reedus wygląda ładniej w mocnym makijażu niż większość kobiet?;P

      Usuń
    3. A bo ja tak piszę, że czasem mogą wyniknąć nieporozumienia :'D
      Reedus iz a seksi bijacz! W makijażu, bez, w spodniach, sukience, whatever. Piękny jest C:

      Usuń