środa, 28 sierpnia 2013

Kalendarz mi spadł, zegarek przestał działać.


Tak jak w tytule. Kalendarz naprawdę mi spadł ze ściany w kuchni, trochę się rozwalił, ale już go naprawiłam i znowu wisi. Na szarej wstążce, bo nie miałam lepszego pomysłu. Zegarek przestał działać, ale w sumie dobrze, bo akurat ten jeden mnie irytował cykaniem. Podczas próby ogarnięcia tego kuchennego bajzlu zauważyłam, że już powoli kończą mi się wakacje. I że zaczyna się już jesień. Kiedy beton na balkonie nie jest już nagrzany od porannego słońca, kiedy chce się tylko chodzić cały czas w bluzie i pić ciepłą herbatę albo kawę i słuchać blues rocka. Albo oglądać seriale w dużych, bardzo dużych ilościach. Co uskuteczniam sukcesywnie od paru dni (i zdążyłam obejrzeć wszystkie 3 sezony amerykańskiej/kanadyjskiej wersji 'Being Human'). Jesień czuć w powietrzu. Może tylko ja tak mam, ale potrafię wyczuć w powietrzu zmianę pogody i pór roku. Przed burzą pachnie inaczej. Po burzy zawsze pięknie. Idę swoim skrótem do sklepu i słyszę pod butami chrzęst opadłych liści. I niebo jest coraz częściej zachmurzone, słońce staje się rzadkim zjawiskiem. Plusy jesieni są takie, że mogę nosić moje rockowe bootsy i kurtkę bez ludzi patrzących na mnie jak na wariatkę. Chociaż i tak dalej się na mnie tak patrzą, bo na kurtce mam przypinki, na torebce też mam ich mnóstwo. Włosy mi sterczą we wszystkie strony, czesane wiatrem. Ciemne okulary w oldskulowym stylu. Ale czym tu się przejmować, zawsze odstawałam od norm społecznych. Nauczyłam się już nie przejmować krzywymi spojrzeniami przechodniów. Jedyne czego nie lubię w jesieni to świadomość, że zaraz zacznie się uczelnia. Wprawdzie mam jeszcze miesiąc, ale już na początku września czeka mnie jeden poprawkowy egzamin. Na który wciąż niewiele umiem i nie chce mi się uczyć i ciągle szukam sobie wymówek. Zeszyty patrzą na mnie oskarżycielsko, ludzie ze studiów żebrzą o notatki, których mam niewiele. Mój wydział zmienia lokalizację i nawet nie wiem, gdzie mam się stawić na ten egzamin, do nowego czy starego budynku. A że stary jest w centrum, w genialnej lokalizacji zaraz naprzeciwko mojej knajpy, to przykro mi się wyprowadzać do nowego, który jest na krańcu świata. Właściwie na drugim końcu miasta biorąc pod uwagę gdzie mieszkam. Wraz z nadchodzącą jesienią skończyły się imprezy balkonowe, jest już za zimno, żeby wyjść, usiąść na kocu, słuchać muzyki, popijać zimne piwo, palić fajki i gadać o wszystkim i niczym. Niby wciąż można, ale to nie to samo, gdy słońce zachodzi po 19 i jest zbyt chłodno, by siedzieć do późnych godzin nocnych lub wczesnoporannych. Zanim zacznie się uczelniany burdel to chciałabym jeszcze spotkać się ze znajomymi w knajpie, ale pewnie już pojechali do swoich miast. Kto wie, zapytać zawsze mogę. Pewnie szukam kolejnej wymówki, żeby się tylko nie uczyć. No cóż. Prawdziwa nauka się zacznie wraz z rokiem akademickim, gdzie będę musiała napisać ten licencjat, obronić go, a w międzyczasie poprawić też maturę i przygotować się do wyprowadzki. I jeszcze pewnie milion innych rzeczy po drodze. Już mnie wszystko boli na samą myśl o tym. Ale póki co cieszę się ostatnimi chwilami wolności. To miał być wpis o jesieni, jest wpis o życiu. Jak zwykle. Co do życia, niektóre sprawy spartoliłam, inne niby się poprawiają. Miałam pierwszą poważną konwersację z moim ojcem na tematy, o których nigdy nie rozmawiamy i pierwszy raz w życiu poczułam z nim jakąś nić porozumienia. Może na dobre to wszystko wyjdzie. Jeszcze nie wiem. Daddy issues będą się za mną ciągnąć przez całe życie, ale mogę sobie wmawiać, że będzie dobrze. Chociaż z dobrych rzeczy, wróciłam do pisania krótkich opowieści. Po angielsku, bo chciałam spróbować i podobno całkiem dobrze mi idzie, ale nie mi to oceniać. Wena wróciła. 

I na koniec piosenka, która mnie prześladuje cały dzień A storm is going to come.

4 komentarze:

  1. Jesień wprost ubóstwiam. Suche liście, wiatr we włosach, ciepłe swetry i gorąca herbata. Deszczowe dni idealne na czytanie książek i brązawe niebo. Kocham jesień. Przyroda umiera, a ja budzę się do życia :) Gdyby tylko nie ta szkoła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na swój sposób lubię każdą porę roku C: Deszczowe dni są przyjemne, gdy można posiedzieć w domu, gorzej jak wtedy trzeba się tłuc po mieście do wieczora :'D

      Usuń
  2. Tak! Jestes kolejna z nielicznych osob w moim zyciu, ktore tez wyczuwaja zapachy por roku i stanow pogodowych <3 normalnie widac zes moja corka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak, family business wyczuwanie zmian w powietrzu XD

      Usuń