czwartek, 3 października 2013

News from the front.

Chyba będę pisać ten post w myślnikach. Mam dużo w głowie i na głowie, i nie bardzo wiem jak to wszystko ogarnąć. Zaczął się rok akademicki, niektórzy dają poradniki jak studiować, ja bym mogła napisać jak NIE studiować. Moje dotychczasowe zmagania z uczelnią świetnie opisuje song, będący tytułem tego wpisu - bam!

- Dopiero dwa dni spędzone na uczelni, a ja już mam jej serdecznie dosyć. Po pierwsze, przenieśli mój wydział na koniec świata. Jedyne adekwatne nazwy na tę lokalizację to: kurwidołek, łagier, kołchoz. Taki dżołk dobry, jako że studiuję filologię rosyjską. Ale serio, żeby na korytarzach nie było ławek, nie było bufetu, ksero, nawet automatu z kawą. I na każdym winklu wieje jak to w kieleckim, tylko z 5 razy gorzej. Dojechać do tego łagru też jest ciężko, ode mnie trwa to jakieś 40 minut. Wrócić też nie jest prosto. I już widzę jak będzie mi się chciało tam gnać w zimę na zajęcia o 8 rano. Tak jest. Druga rzecz, ludzie z roku, o których nawet nie chce mi się pisać. 

- Words of wisdom dla tych, którzy dopiero się wybierają na studia: idźcie na to, co chcecie, a nie co wam wciskają rodzice, koledzy, znajomi itp. Gdybym była mądrzejsza i odważniejsza, to nie musiałabym teraz siedzieć w tym łagrze, robiłabym licencjat z psychologii i magistra z kryminologii zaczęła. 

- Uczcie się do matury i zdajcie ją jak najlepiej. Serio. Nie odpuszczajcie sobie. Inaczej będziecie musieli ją poprawiać tak jak ja. To nie jest fajne uczucie. 

- Jak już zaczniecie studiować, to nie dajcie się wrobić w profesję starosty na roku. Nie chcecie brać odpowiedzialności za bandę debili, uwierzcie mi na słowo.

- Historie z życia niskich ludzi. Ciężko jest utrzymać mroczny i złowrogi wizerunek, gdy ma się metr sześćdziesiąt i trzeba prosić ludzi w sklepie, żeby podali ci rzeczy z wysokiej półki. Wiem, że niby nic strasznego, ale czasami denerwuje mnie mój wzrost. 

- Mam problemy z zaufaniem do ludzi, którzy nie piją kawy. 

- Zaczęłam robić lyrics booka. Ot tak, wypisuję sobie słowa piosenek i rysuję do nich różne bazgroły. Idealne zajęcie, żeby się odstresować po dniu spędzonym w kurwidołku.

- Jestem z siebie dumna, bo nauczyłam się grać Complicated situation. Sąsiedzi mnie za to nie lubią. Jak usłyszą, że wyjmuję gitarę, to już z dołu lecą przekleństwa. Niech się cieszą, że nie mam harmonijki albo klawiszy. Wtedy byłabym jeszcze bardziej upierdliwa. I nauczyłabym się grać Feel it now. (Specjalnie linkuję ten wykon, połączony z katarynkową piosenką, bo Peter i Robert są tu cudownie uroczy.)

- Brakuje mi moich ludzi z liceum. Z nimi zawsze mogłam wyjść do knajpy i świetnie się bawić łażąc po mieście. Na studiach czuję się totalnym outlawem, ale w tym negatywnym sensie. Bo zawsze odstawałam od norm społecznych i byłam za marginesem, ale przynajmniej miałam obok siebie ludzi, którzy też się tak wyróżniali. Moja własna bohema artystyczna. 

- "People think being alone makes you lonely, but I don’t think that’s true. Being surrounded by the wrong people is the loneliest thing in the world."

Jeżeli miałabym określić mój żywot w jednym obrazku, to byłoby to coś w tym stylu:


(Czyli piję za dużo kawy i za dużo palę. Ale ciężko nie czynić inaczej, gdy otaczają mnie kretyni i uczelniany kurwidołek wykańcza psychicznie i fizycznie.)

- "The price of being a sheep is boredom. The price of being a wolf is loneliness" (Dopiero ostatnio w pełni zrozumiałam sens tego cytatu.)

- Znowu oglądam stanowczo zbyt wiele seriali. Zaczęłam w wakacje kilka nowych serii i teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem kiedy będę mieć czas to wszystko obejrzeć.

- Dopadła mnie akademicka depresja i uznałam, że czas coś zrobić z włosami. Ścinać ich już nie będę, bo mają odpowiednią długość, żeby codziennie po wysuszeniu być odą do fryzu Petera Hayesa. Takie czesane halnym, free spirit, free bird, southern rock, shoegaze. Uznałam więc, że przefarbuję je szamponetą na czarno, żeby tribute był pełny. Like, seriously, po wyjściu z domu na kieleckie wichry, mój fryz nie różni się zbytnio od Peterowego, więc zostanę czarnym szatanem. 


(No i umiem zagrać 'Complicated situation'! Jeszcze innych songów się nauczę, jak czas pozwoli. Everyday a little bit more miss Hayes I will be. Depresja akademicka to straszna rzecz. Mówiłam, że zamówiłam sobie archiwalne numery Teraz Rock, gdzie były jakiekolwiek wzmianki o BRMC? No to mówię. I uwidziałam sobie takie fajne buty. I niedługo muszę doładować kartę wiejską. I tak właśnie przepadną moje ostatnie pieniądze.)

8 komentarzy:

  1. Pierwszy myślnik z życia wzięty. U mnie w liceum jest podobnie, już się boję co będzie na studiach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pójdziesz na rozsądne studia w rozsądnym mieście, to nie powinnaś mieć takich problemów :'D Ja już odliczam dni, kiedy się stąd wyniosę.

      Usuń
    2. U mnie ciężko o rozsądne studia i rozsądne miasto. Najbliższe kampusy pozamykali, bo stwierdzili, że studentów za mało, więc zostaje mi nauka w wielkich (jak dla mnie) miastach, typu Katowice, Sosnowiec itd. Dojeżdżać codziennie raczej nie będę, chociaż jest to w pewnym stopniu wykonalne, ale kosztowne. Chyba będę zmuszona skosztować prawdziwego studenckiego życia. Ale to dopiero za dwa lata...

      Usuń
    3. Dojeżdżanie się nie opłaca, lepiej wynająć sobie mieszkanie (tudzież akademik, ale to wersja hardcore), 2 lata szybko Ci zlecą, serio :'D Mnie liceum zleciało w mgnieniu oka, ale w swojej scyzorykolandii żyję już od liceum, więc życie na własny rachunek mam już opanowane, nie jest to takie straszne wbrew pozorom. Początki oczywiście bywają trudne, ale każdy kiedyś musi się usamodzielnić i uniezależnić.

      Usuń
  2. *Farbowanie włosów to zadziwiająco wciągająca czynność. Co miesiąc latam z fioletowym/bordowym łbem i czuję się Bogiem, kiedy stawiam kołnierz czarnego płaszcza i włosy tak osom się rozsypują 8D Dawaj szamponetkę, but beware: im tańsza i wg opakowania bardziej zmywalna farba, tym trwalszy kolor.
    *Życie studenckie, you say? http://dollfromtheattic.tumblr.com/post/62746114697 Nie warto bawić się w kierunek z 400 osobami na roku. W ogóle duże wydziały ssą. Zero więzi, zero zainteresowania sobą.
    *"I can't exist by myself because I'm afraid of myself, because I'm the maker of my own evil."
    *Let's start a band! Mam już za sobą jedną sesję nagraniową o 4 w nocy (wokal, fuck me sideways, źle się dzieje, kiedy jestem najbardziej odpowiednią do takich tasków osobą >D). Imma awesome bandmate.
    *Nie piję kawy, don't trust a single word I say.
    (I kto tu komu będzie wysyłał paczkę dla powodzian? >DDD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak kminiłam jaką szamponetę wziąć, skoro mówisz, że wykres idzie w taką stronę, to pewnie tańszą kupię :'D
      No a u mnie 15 osób na roku i wydawałoby się, że jakoś bardziej zżyci ze sobą będziemy. Gdzie tam. Jeszcze gorzej jest.
      Ej miałam dopisać do tego posta jeszcze, że jak tak dalej pójdzie, to fuck this shit, zbieram na elektryka, na jakiegoś zacnego Gibsona albo basówkę Epiphona i zakładam zespół :D
      No cóż, kawy nie wypijemy, ale jeśli tylko alkohol Ci odpowiada, to nie ma problemu >D

      Usuń
  3. Będziesz potem latać kwartał z czarnym łbem >D
    Ale 15 osób może się przemienić w zło konieczne, a więc akceptowalne. Przy 400 masz za to niekończącą się paradę chujostwa, cały kalejdoskop najgorszych cech. Man, nie ma to jak znienawidzić cały rok po tygodniu nauki.
    Ty gitara, ja za 10 lat uzbieram na pianino - będzie band.
    Mam żelazny łeb, trudna sprawa przy warszawskich cenach piwerka&all things lovely. Ale możemy kompromisowo iść na Irish coffee >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to by mi nie przeszkadzało :D I tak już mam ciemne włosy, gdyby geny mnie nie oszukały, to bym miała czarne (chociaż, mój lokator na pytanie "będziesz mnie szanował jak się farbnę na czarno?" odpowiedział "przecież ty masz czarne włosy... no ciemne" :'D faceci i ich postrzeganie kolorów).
      Dołączam się do hejtów na studia i ludzi na roku. Dzisiaj chętnie bym ich pozabijała.
      Jeszcze niech no tylko skilla wyrobię sobie na tej gitarze >D
      Jezusie hipsterusie irish coffee! Dawno nie piłam, ale bym się napiła ;____;

      Usuń