piątek, 21 września 2012

Zombie, zombie, zombie.


Człowiek człowiekowi wilkiem a zombie zombie zombie. Lubię filmy o zombiakach, a ostatnimi czasy pokochałam też i serial. Serial będący ekranizacją komiksu. Z ekranizacjami komiksów to różnie bywa, zwykle średnio, bo ciężko ten klimat przenieść na taśmę filmową. Czasami jednak się udaje i tak jest w tym przypadku.
'The Walking Dead' to jeden z tych seriali, które naprawdę uwielbiam i fangirluję straszliwie i aż do przesady. Zaczęłam oglądać, bo Norman Reedus się tam pojawia (a że jest na liście moich Ulubieńców, to całą filmografię muszę obejrzeć). Szybko jednak się wkręciłam w tę historię i czekam z niecierpliwością na kolejny, trzeci już sezon, który pojawi się w połowie października. O czym to jest i o co chodzi? Prosty schemat, zombie apokalipsa, survival, dużo headshotów, sporo dramy, trochę problemów natury emocjonalnej, jeszcze więcej zabijania, rzucanie mięchem, jedzenie wiewiórek, szukanie zaginionych dziewczynek i jeszcze więcej survivalu. Jednak tym co przykuło mnie do ekranu było nieco inne podejście do konwencji filmów o zombie. Tak jak i w komiksie nie chodzi o to, by przestraszyć, zrobić z tego horror, o nie. Wbrew pozorom to nie jest serial o żywych trupach tylko i wyłącznie. Znacznie bardziej jest to serial o tym jak to ludzie są popieprzeni. A najbardziej te ich najgorsze cechy wyłażą w chwilach kryzysowych. Jak na przykład zombie apokalipsa. Uwielbiam psychologiczne podejście i dlatego ten serial tak bardzo mi się spodobał. Bohaterowie nie stoją w miejscu, nie są prości jak konstrukcja cepa (na pierwszy rzut oka niektórzy mogą się tacy wydawać, ale wraz z rozwojem fabuły następuje też ewolucja postaci). Każdy był kiedyś zwyczajnym człowiekiem ze zwyczajnymi problemami, aż tu nagle wszyscy znaleźli się w sytuacji kryzysowej. I żeby przeżyć, trzeba chwytać się każdej możliwej metody. Pierwotne instynkty są silniejsze niż więzy rodzinne i społeczne. Nie ma czasu i miejsca na czułości, bo liczy się przetrwanie. A to nie jest taka prosta sprawa jakby się mogło wydawać. 
Ulubione postaci? Zdecydowanie Daryl Dixon. Nie tylko dlatego, że gra go Norman Reedus (i tej postaci nie ma w komiksie, ale Reedus był tak fajny, że dla niego w serialu zrobili wyjątek i chwała im za to). Daryl to postać złożona, ciekawa, najbardziej przykuwająca uwagę, gdy tylko pojawia się na ekranie. Uwielbiam jego przemianę z sezonu na sezon, dowiadujemy się coraz więcej i już nie patrzymy na niego tylko jak na typowego rednecka z Południa. O nie. Diabeł tkwi w szczegółach, które widać często dopiero jak się cały serial obejrzy drugi raz. To wtedy w jednej scenie zauważyłam blizny, które mogły świadczyć tylko o niezbyt wesołym dzieciństwie. I jego relacje z resztą grupy też pozwalają wyciągnąć sporo wniosków. Ale no spoilers, jak ktoś, kto oglądał będzie chciał podyskutować, to wtedy mogę się podzielić swoimi wnioskami. Na drugim miejscu ulubieńców znajduje się Rick Grimes grany przez Andrew Lincolna (pamiętam go z 'Love Actually' i miałam niezłego lola, że w tym serialu się pojawił). Bo Rick, honor i ojczyzna. Rick ma swój plan i najwięcej problemów na głowie. Głównie przez rodzinę. O ile uwielbiam Ricka, to jego żony Lori i syna Carla nie znoszę. Wygrywają na liście najbardziej irytujących postaci ever. I na podium z brązowym medalem dla faworytów ląduje Glenn, uroczy Azjata, chyba najmądrzejszy z całej wesołej paczki. Ciągle wygrywa castingi na najbardziej porąbane i niebezpieczne eskapady. Za to dla odmiany lista niezbyt lubianych: oczywiście Shane, zwany przeze mnie łysą mendą. Mendą był i pozostał. 
I to na tyle o postaciach, o fabule nie ma co się rozpisywać zbytnio. Pierwszy odcinek jest trochę nudny, powolny, ale to cisza przed burzą. Jak to wytrwacie to potem jest szalona jazda bez trzymanki. Jakbym miała na szybko napisać wprowadzenie do fabuły to proszę: Rick i łysa menda Shane są policjantami na akcji, Rick zostaje postrzelony, ląduje w szpitalu, zapada w śpiączkę, gdy się budzi to okazuje się, że na świecie zapanował zombieland, Rick chce wrócić do rodziny, 99 problems but a bitch ain't one, trafia do reszty ekipy tych, którzy przetrwali, radosna gromadka próbuje przeżyć, co takie proste nie jest. I to tak w skrócie. Znacznie lepiej się to ogląda niż opowiada. Także polecam wszystkim, którzy mają dosyć cukierkowatych i słitaśnych rzeczy o miłości i bólu egzystencjalnym nią wywoływanych. Jak chcecie czegoś mocnego, że tak powiem kolokwialnie 'z pierdolnięciem', to łapcie shotguna, kuszę, maczetę, czy nóż kuchenny i zapraszam do zombielandu w wersji 'The Walking Dead'.

PS. Komiks też polecam! Chociaż brak w nim Daryla, to historia toczy się nieco innymi torami i też jest fajnie.

I na koniec, znaj zombiaka swego:  


8 komentarzy:

  1. Bardzo lubię zdanie, że Zombie zombie zombie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kiwi kiwi kiwi >D Dude, takie pro komenty mi piszesz :D A jak chcesz w nagrodę Walkind Dead do obejrzenia, to mogę Ci zafundować XD

      Usuń
  2. Typ zombie 'Walker' to mi kolesi z Brico Depot przypomina, jak nie odłożysz czegoś na miejsce tylko walniesz między półki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest :'D Ja codziennie rano próbując się zwlec z łóżka wyglądam jak zombie crawler :"D

      Usuń
    2. Tsa... A co powiesz na brak kawy w domu? Wtedy to mi się istny thriller załącza i biegam z 'głodnymi oczyma' za kofeiną po osiedlu XD

      Usuń
    3. Well... ja mam obecnie odwyk od kawy i muszę magnez pić, żeby się organizm ogarnął :<

      Usuń
  3. Ej, a czemu nic nie było o Dziadku Dobra Rada? :( Ja tam Dziadka szanuję, Dziadek miecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam o Dziadku :< Ale przyznaję, Dziadek był fajny <3

      Usuń