wtorek, 17 września 2013

Music Box #2

Dziś będzie o zespole bardzo bliskim mej blues rockowej duszy. Są ludzie, którzy umieją grać na gitarze i jest Dan Auerbach. Są ludzie, którzy umieją grać na perkusji i jest Patrick Carney. Są zespoły, które są fajne, ale szybko się o nich zapomina. I jest też The Black Keys.


Ze śmieszniejszych rzeczy, jak kiedyś to zdjęcie w miniaturze zobaczyłam, to przeczytałam 'sexplosion!'. Też pasuje. Uwielbiam ich. Uwielbiam teksty piosenek, linię melodyczną, brzmienie gitary i perkusji, wokal Dana. I że pasują niemal na każdą okazję. Ich ostatnia płyta 'El Camino' jest nieco bardziej radosna i rozrywkowa niż te wcześniejsze. Na imprezach balkonowych świetnie się bawiliśmy przy Lonely Boy (pan z teledysku jest świetny, taki urzekająco pocieszny), Gold on the ceiling (uwielbiam takie montażowe teledyski, gdzie część jest materiałem z koncertów, zza kulis i takie tam cuda). Świetnie się do tych piosenek tańczy po całym pokoju, aż do momentu, gdy jakiś sąsiad paździoch zacznie gwizdać pod balkonem i później stoi pod drzwiami 15 minut wołając "Ziomek! Bajerę mam!". Wtedy już jest koniec imprezy. Ale moją ulubioną ich piosenką już na zawsze zostanie Little black submarines. Ma bardzo ciekawy klimat, dosyć smutno i ponuro, a solo na gitarze rozrywa duszę. Przynajmniej moją. I mniej więcej w wersji akustycznej ten song umiem zagrać na gitarze, z czego jestem dumna. (I czasem cicho się śmieję, bo w tym songu słyszę 'House of the rising sun' i 'Stairway to heaven'). Z kolei tutaj jest przykład świetnego zgrania piosenki z teledyskiem stylizowanym na trailer filmu, kino według Tarantino i pewnie dlatego mi się to wszystko podoba - Howlin' for you. Bez kitu, obejrzałabym taki film, jeżeli tylko The Black Keys mieliby ścieżkę dźwiękową. Ale i na koncertach chłopaki dają czadu. Jak tu z moim kolejnym ulubionym kawałkiem - Your touch. Albo też Tighten up. 
Ale oprócz imprez balkonowych, lubię ich posłuchać także w innych okolicznościach. Świetni są jako tło muzyczne, gdy się jest w czarnej rozpaczy i pije się do lustra (tutaj muszę wspomnieć o solowej płycie Dana, którą kiedyś przesłuchałam całą w trakcie takiego smutnego wieczoru przy piwie, oj ile płaczu było przy tym - bardzo dobra płyta). Tak więc, do piwa, wina, whiskey tudzież innego trunku polecam Sinister kid. Albo też Hell of a season. Ten utwór mi się szczególnie kojarzy z pewną osobą i dlatego jest dla mnie dwa razy bardziej ponury. Świetnie też się ich słucha przy takiej jesiennej pogodzie jak teraz. Deszcz cały dzień, zimno, kawa i papierosy. Things ain't like they used to be. I pewnie bym tak mogła wymieniać ich piosenki do jutra, co by mi się przypomniało, ale każdy album miał w sobie coś wyjątkowego. Tak czy inaczej, uwielbiam The Black Keys, pewnie każdy, kto urodził się z bluesem we krwi, ich polubi. 

 

2 komentarze:

  1. Z TBK mam taki problem, że nie potrafię skoncentrować się na ich muzyce. Jakoś tak odpływam myślami i przesuwam melodie daleko, daleko w tło. Cóż zrobić. Może poszukać nagrania z koncertu i tak wtłoczyć sobie muzykę do krwiobiegu. Bo jeśli moja rodzina czegoś mnie nauczyła, to tego, że nagrania z backstage'ami, fanowskimi komentarzami i innymi cudami >>> sucha, studyjna płyta. (Nie ma to jak wygrzebać u wujka płytki z koncertem z trasy Excitora Depeche Mode, One Night In Paris, i znaleźć Jezusa >D.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano jest takie oderwanie od rzeczywistości przy nich, ale może Ci się uda :'D Oł je, nagrania z koncertów są czasami mega mega, zwłaszcza jak rock'n'rollowcy dla beki pod koniec koncertu grają 'girls just wanna have fun' >D ale to akurat historia związana z BRMC.

      Usuń