środa, 11 września 2013

Żyjemy w trasie koncertowej.

Jadę dziś pierwszy raz na nowy kampus uczelni. Ponad pół godziny jazdy autobusem, który krąży po takich dziwnych ulicach, wioząc tak dziwnych ludzi, że się czuję jakbym pierwszy raz była w Kielcach. I tak będzie teraz wyglądało moje życie. Gubienie się w plątaninie korytarzy i sal bez numeracji. Miałam szczęście dzisiaj. Udało mi się zdobyć zaliczenie z historii literatury rosyjskiej, chociaż powinnam jeszcze odpowiadać z "Wojny i pokoju" oraz paru nieobecności. Ale jak widać mój wampirzy urok zadziałał i tym razem, przyszłam, wyłożyłam indeks na stół i po krótkiej, lecz miłej pogawędce, dostałam wpis. Jeszcze tylko jutro zdać ustny egzamin z tegoż przedmiotu i wracamy do wakacji. Jesiennych wakacji do końca miesiąca. Jak rano wychodziłam z mieszkania, to nie padało. Jak wracałam, to udało mi się przemoknąć. No cóż, nie moja wina, że na ten koniec świata ciężko dojechać, jeszcze gorzej się stamtąd wydostać i na najbliższy sensowny dla mnie przystanek musiałam przejść spory kawałek. W deszczu. Bez parasolki albo nawet kaptura. Ale nie narzekam, takie jest życie. Życie w trasie koncertowej. Dzisiaj tu, jutro gdzie indziej. Mijamy się. Mijamy się cały czas, rano pijemy razem kawę, sypiemy żartami. Czasem uda nam się zobaczyć po południu, na krótką chwilę, a potem znowu każde idzie w swoją stronę, ma własny wszechświat do ogarnięcia. Czasem odwiedzi nas ktoś jeszcze. Jesteśmy razem przez chwilę, kto wie, czy się jeszcze spotkamy. Nigdy nic nie wiadomo. Nie wiadomo co będzie jutro. Ale radośnie mówimy sobie "Do zobaczenia!". Liczymy na to, że kiedyś jeszcze się spotkamy, że nasze trasy koncertowe się przetną. Czasem zespoły, które uformowaliśmy przez lata, rozpadają się nagle i niespodziewanie. Po prostu coś przestaje działać. Jedno koło zębate wypada i cały mechanizm się psuje. Zmieniamy zespoły tyle razy w ciągu życia. Nowe nie zawsze znaczy lepsze, jest po prostu inne. Ale nie wyklucza to paru wyjątków, gdy nowe rzeczywiście okazuje się lepsze. A czasem trudno zastąpić ludzi z zespołu, nie można znaleźć kogoś odpowiedniego. Wtedy koncertuje się solo. Każdego dnia z dumą wychodzi się na scenę i śpiewa od serca. Nie wszyscy to rozumieją. Wielu będzie wyszydzać i gnębić. Ale cóż z tego, ja wiem swoje. Czasem uśmiechnę się, gdy przypadek sprawi, że komuś spodoba się moja piosenka. Albo gdy natrafię na kogoś z kim kiedyś w przeszłości grałam tyle wariackich koncertów. Dopijam resztę kawy. Nigdy nie wiem z kim jutro przyjdzie mi ją pić i w jakich okolicznościach. Cichy optymizm nadal się mnie trzyma. Wmawiam sobie, że będzie dobrze, musi być. Albo, że przetrwam, przecież zawsze mi się udaje przetrwać, nawet najgorsze. Może nie mam innego wyboru. Może mam, ale wiem, że ktoś być może liczy na to, że moja trasa koncertowa obejmie także i jego miasto. 

 

9 komentarzy:

  1. Nie ty jedna dziś przemokłaś -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie uroki jesieni są, ale zdążyłam się już przyzwyczaić. Najważniejsze, że indeks suchy, ja mogę przemoknąć, ale nie indeks :'D

      Usuń
  2. O panie, a gdzie dzisiaj nie padalo? Zaczynam wierzyc, ze Warszawa ma wlasny mikroklimat: pierwszy raz w zyciu przemoklam na wskros w skorzanych ciuchach. I nie, szklana pogoda to nie jedyna atrakcja w stolicy. Mialam dzien pt. "zapitalaj busem z prowincji 4 godziny na dziekanat, w ktorym pokaza ci drzwi, ze zlosci rycz w lazience i pal jak komin fabryczny". So viel Spass.
    Co to za trasa, ktora omija stolicę? >D
    /If.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziekanatem będę dopiero walczyć, jak mi się uda zniszczyć kosmos na egzaminie dzisiaj :'D Oby, oby.
      A w stolicy też będę, może już od przyszłego roku akademickiego, więc don't you cry C:

      Usuń
    2. Jak się już tyle przeżyło, to byle egzamin nie prawa być śmiertelny w skutkach :d
      Znienawidzisz to miasto i USOSa w tydzień, ale chyba warto, choć trochę mnie osobiście żre zazdrość o osoby, które studiują w Glasgowach czy innych Dublinach przyjemne duperele.
      (Btw., mam blogaska! Znaczy, w teorii, nie znajdziesz tam na razie ani jednego słowa - http://sainte-madeleine.blogspot.com)
      /If.

      Usuń
    3. Fak jea, zdałam na 4 mając dziadowskie pytania, jest dobrze! Strategia myślenia i nastawienia "fuck bitches get money" jednak działa :D
      Pewnie znienawidzę, ale ilość nieprzyjemności będzie równoważna z ilością przyjemności, będzie dobrze :'D Fakt studiujący zagranico mają lepiej :<
      (ło, to ja czekam na wpisy! >D)

      Usuń
    4. AWWWWW YISS MOTHAFUCKAZ. Myśmy z kumplem zwykli po takich zwycięstwach chodzić wszędzie tanecznym krokiem i gratulować sobie słowami: "Tonight you shall fuck bitches." *śle internetowe piwerko ze sprajtem*
      UW czy jakaś inna uczelnia? (Uczelnię też znienawidzisz, nie martw się >D)

      Usuń
    5. Tanecznym krokiem wracałam do domu >D
      Ano juwu, ale pierwej maturę muszę napisać jesio raz, więc trochę sobie na mnie jeszcze wszyscy poczekają :'D

      Usuń
    6. Oni tu lubią co roku zmieniać-rozszerzać-usuwać przedmioty rekrutacyjne, więc beware :d W ogóle postępowanie rekrutacyjne to jakiś kosmos na największych uczelniach. Z moim uberhumanistycznym zestawem 4xrozszerzenie polski+hista+WOS+angielski chcieli mnie brać na astronomię na ujocie XD A im dalej w las, tym ciekawsze kierunki, jak Wiedza o Holocauście.

      Usuń